W życiu miłośników elektrycznych rowerów górskich zdarzają się prawdziwe koszmary. Na przykład długie odcinki na trasie z koniecznością przenoszenia roweru, o których nie było mowy w przewodniku. Albo stwierdzenie, tuż przed wyruszeniem na trasę, że zapomnieliśmy naładować baterię. Albo gdy pomyśleliśmy wprawdzie o zabraniu ze sobą zapasowych akumulatorów, ale klucz do nich został w samochodzie. Jednak chyba najczęściej przytrafiającym się nieszczęściem jest sytuacja, kiedy rower nie chce ruszyć z miejsca. Złe zaplanowanie trasy, nadmierne korzystanie z trybu turbo – i nagle pach, źródło energii pada, a wraz z nim nasz dobry nastrój.
Właśnie dotarliśmy do takiego punktu zerowego. Zrobiło się późno, jesteśmy głodni, nadciąga groźny front burzowy, a do Livigno jeszcze długa droga. Przemieszczamy się w górę w kierunku przełęczy, w ciszy i bez wspomagania, próbując nie korzystać z niego również na płaskich odcinkach. Energooszczędny tryb eko uruchamiamy wyłącznie na najbardziej stromych podjazdach. Milczy nawet od dawna Stefan Schlie, zwykle niekoniecznie małomówny, a na twarzy Hansa Reya maluje się obawa o stan baterii jego roweru.
To miała być supertrasa. Naszym celem było pokonanie jej w ciągu jednego dnia, nie korzystając z wyciągu ani transportu wahadłowego, za to z zapasowymi bateriami oraz ładowarką do używania podczas postoju. Hans Rey objeżdżał okolicę wokół swojej tymczasowej ojczyzny – Livigno – przez parę tygodni, skanował przejścia za pomocą Google Earth, połączył na mapie turystycznej odległe doliny wokół Livigno i sprawdzał trasę pod kątem przejezdnych szlaków. Tego rodzaju ścieżki pod górę są przejezdne z E-MTB, dla użytkowników normalnych rowerów górskich oznaczają irytującą konieczność przenoszenia. Planując trasy przejazdu, należy pamiętać, że na tego rodzaju długie, strome podjazdy na przejściach granicznych potrzeba więcej prądu. Hans podczas swoich zwiadowczych wypraw nieraz lądował na ziemi niczyjej, z wyczerpanymi bateriami. Tak właśnie trafił do odległej doliny za La Punt, gdzie spodziewał się znaleźć przejezdne przejście do Livigno. Szlak okazał się coraz bardziej stromy i ostatecznie nieprzejezdny. W drodze powrotnej musiał skorzystać z transportu pocztowego. Innego dnia z zaprzyjaźnionym hotelarzem próbowali sił na przejściu z Engadin do Livigno, przez osławioną transgraniczną przełęcz Chaschauna. Również ta próba okazała się rozczarowaniem. – Na ostatnim odcinku drogi mój przyjaciel Fabio musiał pchać swój rower z pustymi bateriami, a ja, ze względu na brak czasu, nie mogłem na niego czekać. Od tamtej pory już go więcej nie widziałem – mówi Hans Ray. Ostatecznie – po wielu niepowodzeniach, ślepych zaułkach i dziesiątkach wyczerpanych baterii – Hans uwierzył, że znalazł trasę nad trasami. Dwa przejścia graniczne, pięć pasaży, wzdłuż starych ścieżek przemytników, przez jeden z najbardziej spektakularnych i historycznych regionów Alp. 77 kilometrów i 2393 m przewyższenia w ciągu jednego dnia – kluczowe dane dotyczące finałowej trasy początkowo nie budzą obaw, a u dobrze wytrenowanych kolarzy górskich wywołują nawet jedynie łagodny uśmiech. Profil odcinka mówi jednak coś innego: przejazd rowerem górskim po wielu stromych, technicznie trudnych górkach byłby niemożliwy, z E-MTB udałby się wyłącznie przy użyciu trybu turbo, co doprowadziłoby baterię do całkowitego wyczerpania.
Partnerem sparingowym Hansa zostaje Stefan Schlie – stary przyjaciel i kolega trailowy. Tak oto pędzimy w trójkę ku przygodzie, rozgrzewając się na ścieżkach rowerowych i leśnych. Za nami zostaje Livigno ze sklepami Duty-Free, tanie stacje benzynowe i bike parki. Wkrótce trasa po malowniczej dolinie Val di Livigno wiedzie wzdłuż modrzewiowych lasów, gdzieniegdzie natrafiamy na przechylone przez wiatr kopy drewna. Po paru kilometrach droga robi się węższa i bardziej stroma, wije się pod górę w fantastycznych szutrowych zakrętach aż do Forcola di Livigno, gdzie przekraczamy granicę do Graubünden. Na tym przejściu, dostępnym dla samochodów wyłącznie latem, trasa odbija na prawo. Najpierw jedziemy wzdłuż idyllicznego górskiego jeziora, by po chwili zobaczyć zaśnieżone szczyty Piz Palüs i Piz Berninas o wysokości 4049 m. Dalej wjeżdżamy na wąską ścieżkę, prowadzającą w kierunku Passo Minor. Dla Hansa i Stefana wyzwaniem stają się odłamki skalne. Obydwaj doświadczeni trialerzy są w swoim żywiole. Jeśli chodzi o mnie, to początkowo nie próbuję sił w tych kluczowych miejscach i raczej przełączam przerzutkę na tryb przesuwny. Niemniej czuję już mocne pulsowanie na szyi. Najwyżej...
Pozostałe 70% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów
- 10 wydań czasopisma "bikeBoard"
- Dodatkowe artykuły niepublikowane w formie papierowej
- Dostęp do wszystkich archiwalnych wydań magazynu oraz dodatków specjalnych...
- ...i wiele więcej!