W 2016 roku podczas testowania dla Was jednego z pierwszych elektryków wpadliśmy na pomysł, by pojechać nim z Krakowa w góry. A dokładnie do schroniska na Hali Krupowej w paśmie Policy, bo ten szczyt widać na horyzoncie, patrząc z okien redakcji.
Zaprojektowana terenowa trasa w naszym naiwnym przekonaniu miała być osiągalna. Wówczas „elektryki” nie były jednak gotowe na 70 km przez góry. Wytyczne zakładały jazdę w trybie ekonomicznym z minimalnym użyciem tych mocniejszych tylko na stromych podjazdach. Niestety, w okolicach Koskowej Góry, gdzie mniej więcej wypada połowa trasy, testowane do tej pory rowery wymiękały. Pokonywany dystans nie był więc imponujący, ale wspomaganie musiało radzić sobie również z ponad tysiącem metrów przewyższenia. Napisałem „rowery”, bo mimo że już po pierwszym teście, naczelny oznajmił mi: to jest przecież kompletnie bez sensu, to podjąłem tę próbę w sumie trzy razy na różnych rowerach. Oczywiście już pierwszym razie nie wierzyłem, że w najbliższej przyszłości uda się dojechać do celu, ale przynajmniej jeszcze dwa razy mogłem się upewnić, że zasięgi e-bike’ów o różnych systemach wspomagania nie różnią się znacząco.
Jest koniec listopada. Dostaję informację, że czeka na mnie Pathlite:ON 9.0. Hardtail z pełnym trekingowym osprzętem... nawet nie myślałem, by zabrać go na moją próbną trasę, jaką jest wycieczka w stronę Hali Krupowej. Jura – o! To będzie akurat coś dla niego. Założyłem, że 100 km powinno dać mu dobry wycisk. Mimo używania różnych trybów wspomagania i bez obiekcji przy włączaniu „turbo” na podjazdach, po 112 km i prawie 1500 metrów przewyższenia okazało się, że w akumulatorach zostało jeszcze 23% pojemności. Akumulatorach?! Tak! Bo ta wersja wersja sprzedawana jest z dwoma akumulatorami: zintegrowanym i dodatkowo montowanym zewnętrznym, który można odpiąć, gdy nie jest niezbędny.
To może spróbujesz na Krupową? – zapytał Paweł, nasz kierownik działu testów. Przy wcześniejszych próbach jazdy na Krupową (za wyjątkiem pierwszej), gdy na wyświetlaczach pojawiał się znaczek pustej baterii, w głowie słyszałem głos naczelnego – „przecież to jest kompletnie bez sensu”. No jest. Tak jak większość poważnych wyzwań, którymi zachwyca się ludzkość: K2 zimą, przekroczenie bariery dźwięku w pojeździe kołowym, skok ze stratosfery na spadochronie, Krupowa na elektryku... Jadę!
Sobotni poranek, na termometrze -4°C. Przez poranne grzebalstwo mam ponad godzinę spóźnienia względem precyzyjnych planów. Z domu muszę jeszcze dojechać bez prądu na krakowski Zakrzówek, gdzie pod wspinaczkową ścianą Freney zawsze startuję. Dopiero tutaj włączam wspomaganie i liczę kilometry. Wszystko tak jak wcześniej. Najpierw szutrowymi drogami przebijam się do granic miasta. Po 15 km zaczyna się pierwsza jazda w lesie i większe podjazdy. Niebo jest praktycznie bezchmurne, więc po rześkim poranku robi się ciepło i muszę zmienić całą garderobę na lżejszą. Dobrze, że w Pathlite:ON 9.0 jest możliwość zapięcia sakwy i nie muszę tego wszystkiego wieźć na plecach. Myśliwska ambona jest idealną przebieralnią. Mijam las Bronaczowa i górę Kopaniec, gdzie jak zwykle czeka na mnie masa błota świeżo wymieszanego przez miłośników offroadu. Mam na szczęście błotniki, więc tym razem wiązanka słów powszechnie stosowanych jest krótsza. Asfaltowym łącznikiem dojeżdżam do Sułkowic. I tu mała zmiana. Tras testowych nie powinno się zmieniać, ale jeszcze przed wyjazdem zaplanowałem, że pasmo Barnasiówki musi zostać wyrzucone, bo… jest kompletnie bez sensu. Mimo że odpadnie kilka kilometrów i trochę przewyższenia to trasa jest teraz bardziej logiczna na mapie bez zaliczania czegoś, co jest zupełnie nie po drodze. Wcale nie jest lżej. Zaczynają się już techniczne podjazdy po beskidzkich rąbankach. Na nowym fragmencie mijam Szklaną Górę ze stacją wyciągu krzesełkowego. Planowałem zrobić tu dłuższy postój, ale patrząc na zegarek, stwierdzam, że jeżeli nie chcę kończyć nocą, to muszę zasuwać. Widząc kolejne pasmo, jakie się przede mną pojawia, już myślę o pchaniu roweru na Koskową Górę. Ale wcześniej czeka mnie zjazd kamienistym i wiecznie błotnistym szlakiem z Bieńkowskiej Góry. Łup! Czuję twarde uderzenie tylnego koła. Dwie sekundy później toczę się już bez powietrza. I cały misterny plan w… Od trzech sezonów moje rowery nie mają dętek. Zapomniałem, co to „kapeć” i nie mam zapasu. O rany! To się dzisiaj nie uda. Jest już prawie 13:00. Za 2,5 godziny będzie się ściemniać. Nie zdążę. Siadam zrezygnowany na trawie, wycią...
Pozostałe 70% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów
- 10 wydań czasopisma "bikeBoard"
- Dodatkowe artykuły niepublikowane w formie papierowej
- Dostęp do wszystkich archiwalnych wydań magazynu oraz dodatków specjalnych...
- ...i wiele więcej!