Puryści krzyczą – zwłaszcza w Internecie – że wyścig, w którym nie tylko poziom wytrenowania zawodnika, ale także silnik elektryczny, akumulator i elektronika decydują o wygranej, to nie sport. Jeśli odmówilibyśmy rowerzystom „elektrycznym” prawa do kwalifikowanej rywalizacji, jak moglibyśmy uzasadnić F1, moto GP czy choćby jazdę konną?
Można się więc zgodzić z purystami, że to nie ta sama dyscyplina i nie ma sensu wspólna klasyfikacja, ale e-bike może być sportem. Jeśli jest uprawiany na światowym poziomie, zasługuje też na tytuły mistrza świata i tęczowe koszulki, tak samo jak bmx czy piłka rowerowa. To, czy wyścigi rowerów elektrycznych popularnością będą przypominały kolarstwo artystyczne czy Tour de France, zależy w większej mierze od pieniędzy, czyli tego, jak bardzo konsumenci będą poruszeni zmaganiami i gotowi identyfikować się z bohaterami dyscypliny i ich wspaniałymi maszynami.
Jak wygrać wyścig e-MTB?
Wydolność i technika jazdy – przez ograniczenia mocy i prędkości wydolność zawodnika ma nadal kluczowe znaczenie. Widać to już na przykładzie pierwszego oficjalnego wyścigu E-XC pod banderą Międzynarodowej Unii Kolarskiej. Poziom wytrenowania ma przełożenie na wyniki – Alan Hatherly z RPA, który zwyciężył w kategorii e-MTB, wygrał też wyścig U23 podczas tych samych mistrzostw, a na początku tego roku był najszybszy na swoich lokalnych drogach i ścieżkach, wygrywając Cape Epic. Spośród pierwszej dziesiątki pierwszego E-XC w Kanadzie połowa zawodników to olimpijczycy, ale znalazł się w niej również outsider, który nie ścigał się wcześniej z licencją Międzynarodowej Unii Kolarskiej. Technika jazdy jest szczególnie istotna w e-enduro napędzającym obecnie rozwój rywalizacji na rowerach elektrycznych. Wybór linii przejazdu przez przeszkody, balans, sprawne przeskakiwanie, umiejętność utrzymania przyczepności nie tylko w dół czy w wirażach, ale także na technicznych podjazdach dodawanych do repertuaru wyścigów e-enduro, są kluczowe, mimo wspomagania w napędzaniu roweru.
Masa ciała – ponieważ silniki mają ograniczoną przepisami moc, mniejsi i lżejsi zawodnicy mają więcej watów na kilogram. W przyszłości można się spodziewać, że najczęściej wygrywać będą drobni zawodnicy – nie inaczej niż w wyścigach MTB bez wspomagania.
Strategia – przy dobrze zaplanowanych zawodach dla e-bike’ów nie można po prostu włączyć trybu turbo i ciągnąć cały dystans na maksymalnym wspomaganiu, licząc na to, że jest się lżejszym od konkurentów i zjeżdża szybciej. Takie podejście skończy się przedwczesnym wyczerpaniem akumulatora i porażką. Podobnie jak w F1 z oponami, trzeba kalkulować zużycie, planować nie tylko rozkład własnych sił, ale także wykorzystanie prądu.
Technologia – kolarstwo od zawsze było sportem technologicznym. Po wkroczeniu do świata silników i elektronicznych sterowników rola technologii znacznie się zwiększa. Trudno już mówić o zmaganiu się z trasą samotnego sportowca. W wyścigach samochodowych czy motocyklowych kluczową rolę mają do odegrania inżynierowie i możliwości sprzętu. W tę samą stronę zmierzają rowery elektryczne. Wobec ograniczenia nominalnej mocy szybkie pokonanie ścianki czy trudnego elementu technicznego zależy od momentu obrotowego generowanego przez silniki. Słabsze modele, jak Shimano STEPS E5000, rozwijają „tylko” 40 Nm, najsilniejsze, jak Flyon HPR120S, osiągają nawet 120 Nm. Ten parametr nie jest póki co regulowany przez Międzynarodową Unię Kolarską, więc być może pojawią się silniki wyścigowe. To samo można powiedzieć o akumulatorach. Pierwsza generacja rowerów e-MTB miała akumulatory o pojemności 400 Wh. Obecnie nawet tańsze modele mają po 500 Wh, a górna półka to 700 Wh i więcej. W regulaminach Międzynarodowej Unii Kolarskiej dla rowerów elektrycznych nie ma obecnie ograniczeń pojemności, jest za to ograniczenie do jednego akumulatora. Jeśli sytuacja się utrzyma, można oczekiwać konkurowania producentów pojemnością.
Czy e-bike to motocykl czy rower?
Rowerom elektrycznym zarzucane jest podobieństwo do motocykli. Jako ogniwo pośrednie stały się też przedmiotem sporu między szwajcarskimi instytucjami regulującymi sporty rowerowe i motocyklowe. Mające swoje siedziby na dwóch krańcach Jeziora Genewskiego Międzynarodowa Unia Kolarska i jej odpowiednik motocyklowy – Międzynarodowa Federacja Motocyklowa (Fédération Internationale de Motocyclisme, FIM) – starły się w tym roku o to, kto będzie zarabiał na nowym sporcie. Międzynarodowa Federacja Motocyklowa już w 2018 r. zorganizowaławe Francji serię trzech wyścigów E-Bike Enduro (E-VTT) i powtórzyło serię w 2019 r. Cykl nazwany „Trophee de France E-VTT Enduro” został zaprezentowany jako E-Bike Enduro World Cup, czyli puchar świata. Rozpoznając inwazję na swoje terytorium, Międzynarodowa Unia Kolarska wydała komunikat prasowy, oświadczając, że e-bike to jednak rower, i zapowiedziała dyskwalifikację zawodników z licencjami Międzynarodowej Unii Kolarskiej, którzy wystartowali w wyścigach organizowanych przez Międzynarodową Federację Motocyklową. Dotyczy to kilkunastu osób w 2018 r. i ponad dwudziestu startujących w wyścigach w 2019 roku. Spora grupa uczestników pochodzi ze świata moto enduro, więc pewnie nie bardzo się przejęli. Aspiracje do władania nowym terytorium zostały zdefiniowane, a spór graniczny trwa. Biorąc pod uwagę, jakim obciachem dla e-enduro są na YouTubie filmiki z zawodów organizowanych przez Międzynarodową Federację Motocyklową na trasach moto enduro, np. przy torze Imola, i jak dramatycznie żenujący jest poziom zawodników, kibicujemy Międzynarodowej Unii Kolarskiej w walce o władzę. Przynajmniej przyciągnie ludzi, którzy potrafią jeździć na rowerach.
Wyścigowy e-bike w regulacjach Międzynarodowej Unii Kolarskiej
W porównaniu z opasłymi tomami definiującymi szerokość opon i wysokość skarpetek w starszych dyscyplinach kolarskich, e-MTB cieszy się póki co bardzo zdawkowymi opisami w regulaminie Międzynarodow...
Pozostałe 70% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów
- 10 wydań czasopisma "bikeBoard"
- Dodatkowe artykuły niepublikowane w formie papierowej
- Dostęp do wszystkich archiwalnych wydań magazynu oraz dodatków specjalnych...
- ...i wiele więcej!