Brak wyników

Najnowsze , Rove story

17 lutego 2020

NR 3 (Styczeń 2020)

Blackout

0 662

Wycieczka miała jednoznacznie stwierdzić, co się stanie z ludzkością w sytuacji, kiedy ostatecznie zabraknie energii elektrycznej. Kim się okażemy w tej krytycznej chwili, zdani wyłącznie na wypracowany latami hart ducha i wytrzymałość. Czy pierwotne instynkty zadziałają i wyprą wyuczone w ostatnich dekadach wzorce zachowań cywilizowanego świata? Czy słowo „człowiek” będziemy mogli zapisać przez duże „C” i czy słowo „rower” będziemy mogli poszerzyć o – zapisany małą literą – przedrostek „e-”?

Nie, to nieprawda. Niewiele obchodziły nas ludzkość oraz wielkie i małe litery. Rzeczywistym powodem, dla którego wycieczka się odbyła, było embargo. Embargo na całkiem nowe Kenevo. Zwłaszcza że zdradzenie sekretu przed jego wygaśnięciem zostało obwarowane przez Specialized ciężkimi workami monet. Kiedy więc podpisywałem cyrograf, pomyślałem, że może lepiej będzie opuścić hotel jeszcze przed świtem. I w ten sposób powoli zaczęła mi – nomen omen – świtać idea całej wycieczki do granic...

O świtaniu

Miałem wrażenie, że właśnie przyłożyłem głowę do poduszki i niemal od raz rozległ się śpiew ptasząt, który rozpoczyna każdy mój dzień. Chłopcy udawali, że nie słyszą, ale stwierdziłem, że jeśli będę wystarczająco głośny, to się sami obudzą. Mechanicznie wkładałem przygotowany wieczorem ekwipunek, wyłączyłem ładowarkę do akumulatora aparatu i ciepło pomyślałem o mechanikach Specialized, którzy mieli robić dokładnie to samo w namiocie serwisowym. Wyśliznęliśmy się tylnymi drzwiami, mrucząc i burcząc do siebie półsłówkami. Zupełnie nie wierzyłem, że fachowcy ze Specialized wstają o takiej porze. Ale Paweł był już na posterunku i wyciągał zza czarnej kotary jakiegoś kolosa. Na jej tle czarny mat na zawsze przypisany do rowerów z „S” na główce całkowicie maskował rysunek ramy Expert bez naklejek. Ruszyliśmy w chłód i mgłę.
W dolinie panowała całkowita cisza i nagle podbiegły do nas dwa retrievery. Jeden jasny, a drugiego ledwie co było widać, bo był czarny jak smoła. Machały przyjaźnie ogonami, po czym biały gdzieś się zawieruszył, ale czarny ustawił się na pozycji lidera i pociągnął nas za sobą. Wiedział nawet, gdzie skręcić, i nie odpuszczał na czele. Szczęk przerzutek, przypominający przeładowywany karabin, niósł się w śpiącej okolicy. Silnik cicho mruczał, a my oddalaliśmy się od cywilizacji. Kiedy wyjechaliśmy na szczyt wzniesienia, zrobiło się różowo. „Nasz” pies był cały mokry od rosy i otrzepywał ją na na nas, ilekroć dobiegł bliżej. Próbowaliśmy go skłonić do odwrotu, ale bezbłędnie wskazał nam kierunek do ścieżki podjazdowej. Mamy w repertuarze takie wycieczki, w których jakiś pies dołącza, ale tym razem stanowczo zabroniłem głaskać i dokarmiać, licząc na to że się odczepi. Czarny wyglądał na pełnoletniego i dobrze mu z oczu patrzyło, dlatego zaakceptowałem jego towarzystwo. Sztuczne ścieżki ośrodka Kycerka zlokalizowane w Velkych Karlovicach zostawiliśmy na kiedy indziej i ruszyliśmy dalej w stronę grzbietu, żeby polną graniówką, która w aplikacji 
Trailforks funkcjonuje jako Štrčková-Příschlop, pojechać w stronę poważniejszego grzbietu Vel’kego Javornika, Stratenca i Stolecnego oscylujących w okolicach 1000 m n.p.m. 
Nie mogliśmy się powstrzymać i od górnej stacji wyciągu, zamkniętego teraz na głucho, pojechaliśmy zakosami Bandurki, z którą wiązaliśmy plany na później.
 

Nie samym Kenevo żyje człowiek, Kenevo były dwa, trzeci z nas jechał na Levo.

 


Nove Kenevo

Po wyjechaniu na grzbiet porównaliśmy stan baterii. Zaskakująco dużo spaliliśmy na pierwszym podjeździe, zrzuciliśmy to na karb braku rozgrzewki i śniadania. Ale jak to się ma do pojemności baterii, którą w tym modelu producent podniósł do 700 Wh? Na wszelki wypadek włączyłem jakiś środkowy tryb wspomagania i starałem się zdrowo dusić w pedały. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jestem najgrubszy i zapewniam mojemu rowerowi najwięcej obciążenia. Poza tym chyba tylko ja wiedziałem, na co się porwaliśmy i – mówiąc szczerze – miałem w planach odwrót, jeśliby się okazało, że kończy się nam prąd lub cierpliwość tych, którzy wypożyczyli nam dziś rowery.
Kenevo nie jest rowerem enduro. To typowa zjazdówka, w której zamontowano wspomaganie Brose w najnowszej wersji 2.1, z magnezową obudową. Dwupółka Boxxer z przodu tylko podkreśla zjazdową proweniencje pojazdu. Ale zaskakująco, nawet na nawrotkach sztucznych ścieżek, nie przeszkadza w podjazdach. Większym problemem jest umieszczenie kierownicy, a w zasadzie odległość do siodełka. W czasie pedałowania na siedząco kierownica jest blisko w efekcie ustanowienia bardzo małego kąta główki, który producent określa na 64°, a przygotowanego na pokonywanie najbardziej stromych zjazdów. Ciasnotą na siedząco byłem zdziwiony, zwłaszcza w obliczu danych producenta dotyczących zasięgu ramy (520 mm!). Na łatwych i w miarę płaskich odcinkach to utrudnia jazdę. Albo inaczej, może utrudniać jazdę tym, którzy się na Kenevo wiozą. Przeciętny odbiorca jest w stanie dostrzec pozytywy dopiero wtedy, kiedy trasa ostro opada. Kenevo jest potwornie stabilne i długie, rozstaw osi w najdłuższym rozmiarze S5 (tak, rozmiary ustalone są wokół zasięgu ramy) przekracza 1,3 m! To dzięki temu niewiele jest rowerów tak dobrze radzących sobie na stromych zjazdach. Kenevo rwie się do lotu, a sprężynowe zawieszenie okazało się całkiem wdzięczne do regulacji i pozwalało bardzo dobrze dopasować czułość wahacza zarówno do temperamentu jadącego, jak i do warunków terenowych. Niestety, mój egzemplarz był jakiś nawiedzony. Widelec wykazywał się tępotą, ale ponieważ drugi egzemplarz uginał się bez zacięć, wnioskuję, że wspomniana tępota była nabyta. Jak nic w wyniku traumy, jaką wywołał wypożyczający go wcześniej. Na ciasnych zjazdowych odcinkach Kenevo jest dość trudne w sterowaniu i wymaga pracy od prowadzącego. Rower ma bardzo silnego autopilota wywołanego przez specyficzną geometrię i wyczuwalnie dużą masę. Dlatego jeśli wystarczy Ci przejechanie wierzchem przeszkód na autopilocie, musisz tylko odpowiednio mocno ściskać gripy. Jeśli chcesz od roweru więcej, powinieneś wykazać się znacznie wyższymi umiejętnościami. Niedoświadczonym nie polecam, Turbo Levo jest znacznie łatwiejsze i poręczniejsze.

Eksploracja

Štrčková-Příschlop z początku wiedzie be...

Pozostałe 70% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów

Co zyskasz, kupując prenumeratę?
  • 10 wydań czasopisma "bikeBoard"
  • Dodatkowe artykuły niepublikowane w formie papierowej
  • Dostęp do wszystkich archiwalnych wydań magazynu oraz dodatków specjalnych...
  • ...i wiele więcej!
Sprawdź

Przypisy